Szczęśliwe życie pani Ireny Wołek

AUTOR

MONIKA KOŁACZ

Mieszkanka Bezrzecza. Optymistka, emanująca pozytywną energią, kierująca się w życiu mottem, które mówi, że „każdy problem ma swoje rozwiązanie”. Otwarta i potrafiąca słuchać. Zafascynowana historią regionu.

historie
lokalne

Szczęśliwe życie pani Ireny Wołek w Wołczkowie

Krótko po II wojnie światowej, na terenach przyłączonych do Polski wskutek postanowień konferencji w Jałcie, panowała atmosfera zagrożenia i niepewności co do przyszłych losów tych ziem, a przestępczość była jeszcze wyższa niż w pozostałej części kraju. Pierwsi osadnicy zostawali często okradani jeszcze na dworcu w Szczecinie lub po drodze do miejsca przeznaczania. Z obawy przed przestępcami tarasowano na noc okna i drzwi, gdyż na skuteczną pomoc ciężko było liczyć. Na tzw. Dziki Zachód decydowali się więc przyjechać tylko najodważniejsi lub niemający nic do stracenia. Jednocześnie tereny te zachęcały ogromnymi możliwościami: przesiedleńcom przyznawano domy – często w pełni umeblowane – i ziemię pod uprawy. Specjaliści wszystkich branż z miejsca znajdowali zatrudnienie. Potrzebnych było wiele, wiele rąk do pracy.

WOŁCZKOWO PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ

W Wołczkowie w tamtym czasie panowała spokojna atmosfera, chociaż dawało się wyczuć, że wieś leży w strefie przygranicznej. W miejscu, gdzie zaczyna się las stała budka strażnicza, w której sprawdzano dokumenty jadącym w kierunku Dobrej. Do Szczecina można było się dostać tylko brukowaną drogą biegnącą w kierunku jeziora Głębokiego. W stronę Bezrzecza nie jeżdżono, gdyż ulica Modra nie miała utwardzonej nawierzchni. We wsi pozostała garstka Niemców, ale wiele gospodarstw stało opuszczonych, gotowych do zasiedlenia.

Pani Irena pierwsza z lewej, ok. 1950 r.
Pani Irena w młodości, ok. 1950 r.

MŁODOŚĆ I ŻYCIE W LATACH '50

W takich okolicznościach, w 1946 r. z Białostocczyzny, przyjechała czternastoletnia Irenka Iwanowicz ze swoją mamą. Wybrały Wołczkowo, które wtedy jeszcze nazywało się „Wilczkowo”, ulegając namowom znajomego kowala. Początkowo zajęły stary dom z pruskiego muru, obecnie nieistniejący. Miały nieduże poletko ziemi i jedną krowę. Woziły mleko i śmietanę na sprzedaż do pana Andrzejewskiego, który miał gospodarstwo na Głębokim, oprócz tego mama najmowała się do prac polowych u sąsiadów. W okolicznych lasach zbierały grzyby, maliny. Żyły skromnie, ale niczego im nie brakowało. Irenka zaczęła uczyć się kroju i szycia u sióstr zakonnych na ul. Królowej Korony Polskiej w Szczecinie. Była lubianą podopieczną, często nocowała w klasztorze. Przełożona obdarzała ją zaufaniem i wysyłała po zakupy nici oraz innych materiałów.

U sióstr, pani Irena pierwsza z prawej w II rzędzie, lata '40
Pani Irena i dedykacja dla pana Jana, 1950 r.

Obowiązkowo, trzy razy w miesiącu, młodzież gminna z określonych roczników miała obowiązek uczestniczyć w pracach społecznych na okolicznych polach, akcja nazywała się „Służba Polsce”. Pani Irena pamięta, że grupy liczące około 60 osób szły piechotą kilka kilometrów, a uzbrojeni żołnierze pilnowali, aby nikt się nie oddalał podczas marszu i nie zbliżał do granicy państwowej. Nie wolno było samodzielnie wchodzić do lasu, mimo że dorodne grzyby i jagody aż „prosiły”, żeby je zerwać. Na miejscu chłopcy orali, bronowali, karczowali, a dziewczęta zajmowały się zbieraniem. Dokładnie grabiono również pas przygraniczny, aby później zostawały na nim ślady uciekinierów. Praca była ciężka, ale odbywała się w wesołej atmosferze, wszyscy śpiewali i żartowali.

W czasie wolnym od obowiązków młodzież i dorośli bawili się na potańcówkach organizowanych w świetlicy w Wołczkowie, jeździli wozami zaprzężonymi w konie na przedstawienia do Dobrej albo do Rzędzin.

RODZINA

W 1950 r. pani Irena poznała Jana Wołka, który kilka miesięcy wcześniej przyjechał z okolic Krakowa i przez krótki czas pracował w sklepie spożywczym w Dobrej. Co ciekawe, pan Jan nie miał zamiaru osiedlać się w zachodniej Polsce, planował bowiem zostać … księdzem, a rodzina wysłała go tylko z misją ściągnięcia brata, który zwlekał z powrotem do domu. Jednak po przyjeździe do Szczecina, dwudziestojednolatek szybko zorientował się, że jest to miejsce, w którym przed ambitnymi ludźmi otwierają się wielkie możliwości i już nie wrócił do Małopolski. Narzeczeni pobrali się 6 stycznia 1951 r., a po ślubie zamieszkali w domku przy ulicy Lipowej. Jeszcze w tym samym roku urodziła się córka, Wanda, a dwa lata później syn, Paweł. Pan Jan, jako jedna z niewielu wykształconych osób w okolicy (miał tzw. małą maturę) pomagał sąsiadom w przygotowywaniu pism urzędowych, załatwianiu różnych spraw. 

Zdjęcie ślubne państwa Wołków, 1951 r.

Był społecznikiem, bardzo otwartym, energicznym i pozytywnym człowiekiem. Szybko awansował: już w 1950 r. został wiceprzewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej (GRN), od 1953 r. pracował w Powiatowej Radzie Narodowej (PRN) w Szczecinie, a później w Wojewódzkim Związku Gminnych Spółdzielni (WZGS) „Samopomoc Chłopska”.

PODSTAWÓWKA W WOŁCZKOWIE

Zoo w Warszawie, lata '60

Podczas gdy mąż udzielał się społecznie, działał w gminie, a następnie na szczeblu wojewódzkim, pani Irena zajmowała się wychowywaniem dzieci i prowadzeniem domu. Jednak, jak sama wspomina po latach, „ciągnęło ją do ludzi”. Od końca lat ’50, kiedy dzieci rozpoczęły naukę, bardzo angażowała się w życie szkoły. Wołczkowska podstawówka mieściła się w obecnym budynku urzędu gminy przy ulicy Lipowej 51. Nauka odbywała się w klasach łączonych, ale poziom przekazywanej wiedzy był bardzo wysoki: absolwenci bez problemu dostawali się do LO nr 1 w Szczecinie, założonego i prowadzonego wtedy przez słynną i wymagającą panią Szczerską. Kierownik szkoły, pan Gliński, dbał o to, aby uczniowie wychowywali się w duchu odpowiedzialności za wspólne dobro. Mimo, że w budynku nie było toalety ani nawet bieżącej wody, podstawówka z Wołczkowa wygrywała konkursy czystości ze szkołami ze Szczecina. Tzw. sławojki były zawsze wyszorowane chlorem, sale wysprzątane, a teren wokół porządnie zagrabiony. Hodowano warzywa na potrzeby stołówki, dzieci zajmowały się też roślinami posadzonymi w skalniakach.

Pani Irena przez 9 lat była przewodniczącą komitetu rodzicielskiego. Została zapamiętana jako świetna organizatorka i osoba bardzo oddana sprawom szkoły. Nauczyciele, którzy w tamtych czasach byli oddelegowywani do pracy w placówkach nawet bardzo oddalonych od miejsca zamieszkania, często stołowali się u państwa Wołków.

 

Pani Irena angażowała się w organizację wyjazdów dzieci do Krakowa, Zakopanego, nad morze, do Warszawy, w urządzanie imprez w świetlicy wiejskiej. Wojsko Ochrony Pogranicza często użyczało swoją orkiestrę na potrzeby zabaw szkolnych. Za fundusze ze sprzedaży biletów, komitet rodzicielski kupował później wyposażenie, które służyło dzieciom, np. pianino, maszynę dziewiarską, aparat do wyświetlania bajek. W wołczkowskiej podstawówce odbywały się też cykliczne spotkania nauczycieli z okolicznych szkół. Po zebraniach gości częstowano obiadem, który również trzeba było przygotować…

W szkolnej kuchni, lata '60
Zakopane, koniec lat '50. Pani Irena siedzi czwarta z lewej strony.
Berlin, lata '60. Pani Irena stoi za córką, siódma od lewej strony.

DOM PRZY ULICY LIPOWEJ 35

W latach ’50 państwo Wołkowie przeprowadzili się do domu pod numerem 35. Zajęli tam przestronny strych, który został zaadaptowany na potrzeby mieszkaniowe jeszcze przed wojną. W połowie części parteru znajdowała się zlewnia mleka – okoliczni rolnicy przywozili na wózkach, wozach, a nawet rowerami kanki z udojem, które najpierw były zabezpieczane w chłodni, a następnie przewożone do mleczarni. Rodzina miała ogród warzywny z sadem, robiono wino z owoców przedwojennych jabłonek. Hodowano lisy i tchórzofretki, co należało wtedy do popularnych form działalności. Córka pani Ireny, pani Wanda, pamięta mydło wytapiane z lisiego tłuszczu i kiełbasę z nutrii, która czasami pojawiała się na stole przywożona od sąsiadów.

Przed domem na ul. Lipowej 35, lata '60
W szkole, 1966 r., Na środku siedzi sołtys Kisiel, z prawej strony pani Irena

Pani Wołek uczestniczyła aktywnie również w życiu parafii, która miała wtedy bardzo duży zasięg terytorialny i obejmowała Bezrzecze, Dobrą, Rzędziny, Buk, Stolec, Łęgi, Grzepnicę oraz Bolków. W tamtych czasach, jak podkreślały obie moje rozmówczynie, nie było konfliktów na tle światopoglądowym. Peerelowskie władze i duchowni nie przeszkadzali sobie wzajemnie, a mieszkańcy angażowali się zarówno w życie gminne, społeczne, jak i kościelne. Dzieci wystawiały jasełka, co roku tłumnie odbywały się procesje z okazji święta Bożego Ciała, po kolei, w sąsiadujących ze sobą wsiach.

AKTYWNE LATA '70

Na początku lat ’70 rodzina kolejny raz zmieniła adres i zamieszkała w domu pod numerem 26, w którym do dzisiaj żyje pani Irena. Był to korzystny okres dla rolnictwa, małżonkowie zdecydowali się więc dokupić ziemię i prowadzić gospodarstwo na szeroką skalę. Zaczęto hodować świnie i kury, zbudowano szklarnię, gdzie uprawiano różne odmiany pomidorów, ogórki. Pan Wołek kupił ciągniki, zatrudniał ludzi do pomocy. W 1977 r. pan Jan został wybrany przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Kółek Rolniczych w Szczecinie. Dużo energii poświęcał również pracy na rzecz lokalnej społeczności, był prekursorem zmian w gminie. Przez całe życie uprawiał sport, najchętniej grał w siatkówkę. Przy rondzie w Wołczkowie, w miejscu, gdzie obecnie jest nowy skwer rekreacyjny, odbywały się spontaniczne mecze, w których pan Jan, jeszcze w latach ’80, z pasją brał udział.

Mecz siatkówki, ul. Lipowa, lata '70

Państwo Wołkowie, jako jedyni we wsi, mieli dostawczego żuka i zdarzało się, że użyczali samochód sąsiadom na potrzeby … pogrzebów. Posiadali także aparat fotograficzny. W albumach pani Ireny oraz pani Wandy można znaleźć wiele zdjęć, na których odświętnie ubrane dzieci lub dzieci z rodzicami, pozują na tle zabudowań wsi.

KARIERA POLITYCZNA PANA JANA

W1981 r. pan Jan Wołek został wiceprzewodniczącym Krajowego Związku Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych (RG KZRKiOR). W latach 1980 – 90 reprezentował kółka w Naczelnej Radzie Spółdzielczej, brał też udział w rozmowach z rządem przy Okrągłym Stole w 1989 r. Był posłem Sejmu II kadencji z list PSL. W tym czasie rzadziej bywał w domu, ale za to do Wołczkowa przyjeżdżali goście z Warszawy, których pani Irena częstowała obiadem i ciastem.

DOM OTWARTY

Zakopane, lata '70

Państwo Wołkowie zawsze byli otwarci i serdeczni. Z natury bardzo radośni – proszę zwrócić uwagę, że na większości zdjęć są uśmiechnięci – nic dziwnego, że przyciągali do siebie ludzi. Prowadzili dom otwarty, w którym dobrze czuli się zarówno sąsiedzi ze wsi, jak i przybysze ze stolicy.

Oboje przywiązywali dużą wagę do edukacji, również własnej. Pani Irena, której nie udało się kontynuować nauki, kiedy była nastolatką, w latach ’60 zapisała się do szkoły dla dorosłych (kierownik Gliński uruchomił taki kurs w Wołczkowie).

Pan Jan z wnukiem, ok. 1980 r.

Zarówno mama, jak i ojciec bardzo dbali o dzieci. Wysyłali córkę i syna na kolonie, a pani Irena interweniowała zawsze, kiedy jakiemuś młodemu człowiekowi we wsi działa się krzywda. Przyjaciółkę córki Wandy, małą Danusię, traktowała jak własne dziecko. Dziewczynki były jednakowo ubrane, miały takie same płaszczyki, kapelusiki, sukienki, które pani Wołek szyła lub kupowała. Nie zapominała jednak również o sobie i kiedy tylko nadarzała się okazja, wyjeżdżała zwiedzać Polskę i świat na wycieczki organizowane przez kółka rolnicze lub parafię.

POGODNA JESIEŃ ŻYCIA

Pan Jan do 2006 r. był radnym powiatu polickiego, później przeszedł na emeryturę. Państwo Wołkowie doczekali się czworga wnuków, obecnie dorasta kolejne, młode pokolenie. Przeżyli wspólnie 60 lat, aż do śmierci pana Jana w 2010 r. Pani Irena od kilku lat leży w domu przykuta do łóżka, ale zachowała świetną pamięć i cudowny dar opowiadania. Nasze spotkanie trwało ponad trzy godziny, a i tak nie wyczerpałyśmy wszystkich tematów z bogatej historii rodziny i Wołczkowa. Pod koniec, w pani Wołek obudziła się dawna odpowiedzialność za nakarmienia gościa i miała wyrzuty sumienia, że nie poczęstowała mnie obiadem, ale rozmawiając i oglądając zdjęcia obie zupełnie zapomniałyśmy o jedzeniu.

Państwo Wołek z córką i wnukami, ok. 1980 r.
Pani Irena i pan Jan, ok. 1980 r.

Nestorka rodu, mimo nie najlepszego zdrowia, w dalszym ciągu jest bardzo pogodną osobą. Kilkukrotnie powtarzała, że miała bardzo szczęśliwe życie, zawsze pośród ludzi, a wspominanie dawnych lat sprawiło jej dużo przyjemności. Ciągle jest wszystkiego ciekawa, interesuje się wydarzeniami na świecie, z otwartością i zrozumieniem podchodzi do rozmówcy. Współczesne Wołczkowo również bardzo jej się podoba. Otoczona troskliwą opieką rodziny przeżywa spokojną jesień życia.

Dziękuję za rozmowę Pani Irenie Wołek oraz Pani Wandzie Wołek!
Panu Janowi Wołkowi (wnukowi) dziękuję za pomoc!

Zdjęcia pochodzą z archiwów prywatnych pani Ireny Wołek oraz pani Wandy Wołek
Korzystałam z:
Encyklopedia Szczecina, suplement do wydania jubileuszowego z 2015 r., STK, Szczecin, 2019 r.,
R. Stachowiak, Historia parafii pw. Matki Bożej Szkaplerznej w Wołczkowie w latach 1951 – 2010, praca mgr napisana na Wydziale Teologicznym US, 2012 r.
Monika Kołacz
Monika Kołacz - (©) copyright 2022