Henryka Nizioł, czyli aktywne życie z historią Bezrzecza w tle

AUTOR

MONIKA KOŁACZ

Mieszkanka Bezrzecza. Optymistka, emanująca pozytywną energią, kierująca się w życiu mottem, które mówi, że „każdy problem ma swoje rozwiązanie”. Otwarta i potrafiąca słuchać. Zafascynowana historią regionu.

historie
lokalne

Henryka Nizioł, czyli aktywne życie

z historią Bezrzecza w tle

Henryka Nizioł, z domu Ziewacz, urodzona 20.11.1939 r. w Sidziewiczach koło Nowogródka, córka przedwojennego podoficera Korpusu Ochrony Pogranicza zamordowanego w Katyniu. Wraz z matką i trzema starszymi siostrami zesłana na Syberię, gdzie spędziły 6 długich lat. Swoje wspomnienia z tamtego okresu zamieściła w przejmującej książce pt.„Ocalić od zapomnienia”. Do Polski przyjechała w czerwcu 1946 r., zamieszkała na ul. Olsztyńskiej na Gumieńcach. W chórze ZBM (Związku Budownictwa Miejskiego), z którym jeździła z występami po całej Polsce, poznała swojego przyszłego męża, Zbigniewa. Po ślubie, w kwietniu 1960 r., młoda para zamieszkała w Bezrzeczu, w małym przedwojennym domku teściów przy ul. Jana III Sobieskiego, gdzie dostała do dyspozycji nieduży pokój.

CIĘŻKIE POCZĄTKI

Pani Henryka wspomina swoje życie z tamtego, wczesnego okresu małżeństwa jako … koszmar. Za namową męża przerwała naukę w Studium Nauczycielskim oraz pracę w biurze i dała się zamknąć na wsi, odciętej wtedy od świata. Młoda, ładna, energiczna dziewczyna długo nie mogła się odnaleźć na odludziu, gdzie „kobiety chodziły w chustkach, a po ulicach biegały kury”. Nie kursował autobus, nie było samochodów, podstawowe zakupy można było zrobić jedynie w sklepie pani Kędziorkowej, działającym w budynku biblioteki. Dzień za dniem upływał na ciężkiej pracy w ogrodnictwie. Państwo Nizioł mieli po teściach 20 arów ziemi, na której uprawiali warzywa. Kiedy w 1961 r. urodził się najstarszy syn, Grzegorz, pani Henryka wieszała dziecko na zrobionej przez męża huśtawce i szła pielić, nawozić i zbierać. Musiała ze wszystkim radzić sobie sama, bo małżonek jeździł do pracy do Szczecina. W gospodarstwie hodowano również truskawki na sprzedaż, towar w tamtym czasie rzadki i luksusowy. Po pierwszych zbiorach, które okazały się bardzo obfite i przyniosły dobry dochód, mąż kupił pani Henryce w prezencie futrzany płaszcz. Zakupu dokonano w sklepie z futrami przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie, a płaszcz do dzisiaj wisi w szafie i jest w doskonałym stanie. „Taka była moda, do Bezrzecza posprowadzali się nowi ludzie i wszystkie sąsiadki miały futra, to ja też chciałam, chociaż byłam na nie za młoda!” – śmieje się pani Henryka.

Henryka-NIzioł-web1
Henryka Nizioł - październik 2018

KOŁO LIGI KOBIET

W 1964 r., kiedy syn skończył 3 lata, posłano go do nowo otwartego przedszkola w „zielonym domku”, a pani Nizioł zadecydowała, że wraca do pracy. Oprócz tego zaangażowała się w działanie Koła Ligi Kobiet im. Heleny Modrzejewskiej, które powstało w Bezrzeczu w czerwcu 1967 r., z inicjatywy tzw. komitetu blokowego. Pierwszą przewodniczącą była nieżyjąca już, Aniela Jurkojć. Zachowała się kronika stowarzyszenia, z pięknie wykaligrafowanymi stronami, które pieczołowicie wypełniała pani Henryka. Dzięki temu możemy przeczytać, jak prężnie działała Liga: zajmowano się działalnością gospodarczo-polityczną, socjalno-bytową i kulturalno-oświatową. Organizowano kursy dokształcające (np. krawieckie), pokazy kulinarne i kosmetyczne, a także prelekcje na różne tematy, np. dotyczące problemu alkoholizmu wśród kobiet. Hucznie obchodzono święta, takie jak Dzień Matki, Dzień Kobiet, Powitanie Wiosny czy Pożegnanie Lata. Członkinie spotykały się w budynku biblioteki przy ul. Zaściankowej. Tam też urządzano bale karnawałowe „przy czekoladowym walczyku i kotylionach”, gdzie każdy z zaproszonych gości przynosił coś do jedzenia i tańczono, a orkiestra grała do białego rana.

Stowarzyszenie współpracowało ze szkołą, bo „ligówką” była również nauczycielka, a od 1973 r. dyrektorka, pani Urszula Rekowska. W Bezrzeczu dzięki spotkaniom Ligi Kobiet zapanowała rodzinna atmosfera, osiedle tętniło życiem. Ludzie łaknęli towarzystwa, chętnie odwiedzali się w domach, letnie wieczory spędzano w ogrodach. Tłumnie chodzono do kino objazdowego, które również instalowało się we wnętrzu biblioteki.

Kronika Koła Ligi Kobiet - cz.1

NIEMOŻLIWE OKAZUJE SIĘ MOŻLIWE!

Kiedy w 1968 r. pani Henryka urodziła córkę, Ewę, a potem w 1974 r. syna Bartłomieja, przerwała pracę i zaczęła bardziej „szaleć”, jak sama mówi, w Kole. W 1970 r. została przewodniczącą. Liga Kobiet liczyła już wtedy 40 członkiń, których działalność w wyraźny sposób wpływała na poprawę bytu mieszkańców Bezrzecza. Z inicjatywy „ligówek” pojawiła się pierwsza linia autobusu, kursującego od pętli na ul. Górnej, do pętli na Krzekowie. Autobusy jeździły rzadko, co godzinę – półtorej, ale i tak, dla ludzi do tej pory odciętych od świata, była to prawdziwa rewolucja. Po kilku latach zadbano o poprowadzenie drugiej linii. Koło wystarało się również o regularny wywóz śmieci z osiedla bo, w co ciężko uwierzyć, dotychczas każdy mieszkaniec zajmował się utylizacją odpadów we własnym zakresie. Papier palono w piecach, a resztę zakopywano w dużych dołach na terenie gospodarstw. Kiedy dół się wypełnił zasypywano go i wykopywano kolejny (!) Pani Henryka namówiła koleżanki, wspólnie wystosowały pismo do MPO i problem rozwiązano.

Liga Kobiet inicjowała także prace społeczne. Członkinie sprzątały teren wokół biblioteki, sadziły kwiaty, malowały płot, „żeby było ładnie”. Działały również charytatywnie. Na wszystkich imprezach stały puszki, do których zbierano datki np. na rzecz szkoły w Bezrzeczu, na budowę szpitala Centrum Zdrowia Dziecka, na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Działalność kobiet z Bezrzecza docenił Zarząd Główny Ligi Kobiet i przyznał im w grudniu 1977 r. olbrzymią, jak na owe czasy, nagrodę 700 zł. Te pieniądze również przeznaczono na działalność stowarzyszenia.

Kronika Koła Ligi Kobiet - cz.2

ROZRYWKA

Koło miało ambicje kulturalne, zapraszało muzyków z Filharmonii Szczecińskiej, którzy dawali koncerty (darmowe!) dla mieszkańców. W 1979 r. na scenie w bibliotece wystąpiła nawet słynna Hanka Bielicka. Pani Henryka ściągnęła ją do Bezrzecza po występach w Szczecinie.

Mam taką żyłkę społecznikowską, zawsze mnie ciągnęło do działania. Domu nigdy nie zaniedbywałam, ale musiałam wyjść do ludzi. Mąż też nic nie mówił na to moje wychodzenie. Cieszył się, że byłam tu szczęśliwa, no i na te zabawy też bardzo lubił chodzić” – wspomina z uśmiechem pani Nizioł.

CARITAS

W latach ’80 nastąpił koniec działalności lokalnej Ligi Kobiet z powodu ciężkiej sytuacji w kraju. W 1994 r. pani Henryka przeszła na wczesną emeryturę, aby zająć się chorym mężem. Po jego śmierci zaangażowała się w tworzenie i organizację zespołu Caritas przy parafii w Bezrzeczu. Nawiązała kontakty z córkami swoich „ligówek” i przez 20 lat kierowała zespołem pomagającym ubogim rodzinom, dzieciom, osobom starszym. Organizowano wieczory kolędowe, jasełka, zbierano datki na paczki świąteczne, na leki dla potrzebujących, na wyjazdy kolonijne. Wielu bezrzeczan swój dobry start w dorosłość zawdzięcza właśnie pani Henryce i jej zespołowi.

PANI HENRYKA - LEGENDA BEZRZECZA

W 2017 r. pani Nizioł przekazała kierowanie parafialną grupą Caritas młodszym członkom wspólnoty. Obecnie jest zapraszana jako gość honorowy na festyny parafialne, spotkania z młodzieżą i zawsze chętnie w nich uczestniczy. Zdrowie jej dopisuje, pamięć również, więc z radością dzieli się swoimi wspomnieniami z dawnych czasów i czyta poezję, którą od dawna tworzy. Od ponad sześćdziesięciu lat mieszka w tym samym miejscu i, choć większości dawnych sąsiadów już nie ma, pani Henryka wciąż radosna i otoczona ludźmi, uczestniczy w życiu lokalnej społeczności.

Z tomu „Wiersze wybrane” - Henryka Nizioł

Bezrzecze dawniej i dziś”

W mojej pamięci sprzed pół wieku

Bezrzecze było osadą rolniczą.

Gąski, kury, krówki i konie

chodziły swobodnie ulicą.

Małe domki otulone sadami,

drzewa czerwieniły się owocami.

W niektórych ogrodach stały ule,

a warzywa otaczały posesje czule.

Po wojnie tę osadę zajęli pionierzy,

z różnych frontów dzielni żołnierze.

Byli to ludzie z różnych stron świata,

tworzyła się tu kultura swojska i bogata.

Sąsiedzi ze sobą się spotykali,

na majówkach przepięknie śpiewali.

Wszyscy byli radośni, szczęśliwi,

radość płynęła z serca, że wojnę przeżyli.

Wiele lat minęło od tego czasu,

gdy zamieszkałam na tych terenach.

Ulice wybrukowano, znikły gąski, kury, krówki i konie,

pozostało po nich tylko wspomnienie.

Tam gdzie rosły łany zbóż,

teraz stoją domy już.

Powstały nowe osiedla, jak Dolina Słońca,

tym inwestycjom nie widać końca.

Teren jest piękny, otoczony Puszczą Wkrzańską,

kusi do zabudowy ludność mieszczańską.

Kto tylko może z miejskiego zgiełku ucieka,

a tych przybyszy płynie wielka rzeka.

Tak to zazwyczaj od wieków bywa,

stare się kończy, a nowe zaczyna.

Czasem tęsknię za tym, co już było,

jednak przyjemnie patrzeć, że tak się zmieniło.

15.08.2014 r.

Henryka Nizioł

Z tomu „Wiersze wybrane” Szczecin 2017 r.

 

Monika Kołacz - (©) copyright 2018-2022