Zwyczaje wielkanocne na Pomorzu przed wojną oraz w latach ’60 w Bezrzeczu

AUTOR

MONIKA KOŁACZ

Mieszkanka Bezrzecza. Optymistka, emanująca pozytywną energią, kierująca się w życiu mottem, które mówi, że „każdy problem ma swoje rozwiązanie”. Otwarta i potrafiąca słuchać. Zafascynowana historią regionu.

historie
lokalne

Zwyczaje wielkanocne na Pomorzu przed wojną oraz w latach '60 w Bezrzeczu

Obecnie  Wielkanoc w większości polskich domów bez względu na region obchodzi się w podobny sposób: w Wielką Sobotę przygotowywany jest koszyk z pisankami i pokarmami do święcenia, w niedzielę rano rodzina spotyka się przy stole, a w lany poniedziałek kultywuje się tradycję, mniej lub bardziej intensywnego, wzajemnego oblewania wodą (lub perfumami). Dla części społeczeństwa Wielki Post, a potem Wielki Tydzień są duchowymi i głębokimi przeżyciami, dla reszty bardziej liczą się dekoracje i wolne dni, który coraz częściej są wykorzystywane na wypoczynek poza domem. Zasadnicza różnica między sposobem świętowania w rodzinach polega na wyborze między białym barszczem a żurkiem i tym, gdzie ukrywamy przygotowane dla dzieci podarunki. A wiedzą Państwo jak ludzie, którzy mieszkali przed wojną na Pomorzu, obchodzili Wielkanoc i jak było jeszcze kilkadziesiąt lat temu?

PRZED 1945 R.

Do powszechnych zwyczajów należało przygotowywanie pisanek. Początkowo do farbowania jaj używano barwników naturalnych, do czego również i my w ostatnich latach coraz częściej wracamy: cebula dawała kolory od żółtego po brązowy, wschodzące żyto lub świeża trawa farbowały na zielono, liście cykorii – na czerwono, do barwienia na niebiesko używano farbki do prania. Następnie pisanki były chowane w ogródkach lub domach, a dzieci i dorośli bawili się w szukanie. Często schowki były tak dobrze przemyślane, że – jak podają przedwojenne źródła – jaja odnajdywano dopiero po wielu dniach po zapachu…Zdarzało się również, że pisanki chowano w żyrandolu lampy gazowej nad stołem, a kiedy zaszła potrzeba obniżenia jej, wypadało nieświeże jajko, brudząc ubranie domowników. Ustalił się także zwyczaj chowania jaj w lasach, w które przecież nasze tereny obfitują. Na powietrzu urządzano zawody toczenia pisanek po zboczach. Chodziło o to, aby jajko stoczyło się jak najdalej bez uszkodzenia. W razie wypadku zjadano je na miejscu.

Stół wielkanocny z roku 1936
Wielkanoc 1937 r.

OZDOBY I ZWYCZAJE

Do dekoracji domów dawni Pomorzanie używali bazi wielkanocnych, które zrywali w czasie spacerów po okolicy. Czasami gałęzie ozdabiali wydmuszkami z jajek.

Charakterystyczne dla świąt było bicie rózgami wiklinowymi wczesnym rankiem w Niedzielę Wielkanocną. Zwykle na wsiach dzieci chodziły od jednego domu do drugiego, zaglądając do sąsiadów. Dostawało się zwykle śpiochom, których zastano w łóżku. Budzenie ze snu oznaczało, że sen zimowy się skończył i pora wstawać.

W Wielkanoc zapalano ogniska. Robiono to zwykle na wzgórzach, ponieważ władze zakazywały rozniecania wielkiego ognia w obawie przed pożarem, a i nie wszędzie łatwo było o materiał do palenia. Pod koniec XIX wieku ognie wielkanocne (po niemiecku Osterfeuer) były już bardzo małe. W okresie przedwojennym ogniska palono najczęściej na boiskach sportowych, pod nadzorem straży pożarnej, aby zgodnie z tradycją, w płomieniach zadać śmierć słomianej kukle symbolizującej zimę.

Wielkanoc 1937 r.

Powszechnym zwyczajem był również ten, gdzie młode dziewczęta w całkowitym milczeniu miały przenieść pojemnik z czystą wodą czerpaną wprost ze źródła lub stawu do swojego domostwa. Miało im to zapewnić zachowanie urody. Zadanie nie było łatwe, gdyż chłopcy z sąsiedztwa wyskakiwali znienacka zza drzew i straszyli panny używając do tego czaszek końskich lub innych piszczeli. Dziewczęta uciekały z krzykiem, porzucając naczynia z wodą, a chłopcy zaśmiewali się do rozpuku.

ŚWIĄTECZNE DANIA

Święta Wielkiej Nocy dawniej, tak jak obecnie, nie mogły się obejść bez dobrego jedzenia. W Wielki Piątek obowiązywały potrawy z ryb, które w każdym domu przyrządzano w inny sposób, zgodnie z rodzinnymi tradycjami, kultywowanymi od pokoleń. Przepis stanowił tajemnicę, ale były to zwykle zupy rybne, ryba w galarecie lub w wysmakowanych sosach.

Do przygotowania „Sandacza po szczecińsku na włoszczyźnie z winem” potrzebują Państwo:

2 kg sprawionego i osuszonego sandacza

włoszczyznę

sok z jednej cytryny

100 g masła

1/2 litra białego wina

1 łyżkę musztardy

1 cebulę

1 łyżkę mąki

1 łyżeczkę białego pieprzu

kilka goździków

1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej oraz sól do smaku

2 żółtka

200 ml śmietany

1 łyżkę natki pietruszki

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Rybę nacieramy przyprawami, skrapiamy sokiem z cytryny. Włoszczyznę drobno siekamy i przekładamy do wysmarowanej niewielką ilością masła brytfanny. Dorzucamy goździki, gałkę, podlewamy połową wina rozprowadzonego w 100 ml wody i przykrywany natłuszczonym pergaminem. Pieczemy przez ok. 1 godzinę, polewając od czasu do czasu wywarem spod ryby. Osobno przygotowujemy sos cebulowo – winny: pokrojoną w kostkę cebulę szklimy na maśle, dosypujemy mąkę, resztę wina i gotujemy na maleńkim ogniu przez ok. 5 minut. Następnie przecieramy przez sito i wywar łączymy z wywarem z włoszczyzny wraz z żółtkami rozprowadzonymi w śmietanie. Dodajemy resztę masła, doprawiamy solą oraz sokiem z cytryny i musztardą.

W świąteczną niedzielę i poniedziałek serwowano wszelkiego rodzaju mięsiwa, najczęściej na zimno.

Ciekawe czy często przyrządzano „Policzki wieprzowe z jarmużem”? Do ich przygotowania potrzebne jest:

1 kg policzków wieprzowych

2 kg oczyszczonego i pozbawionego twardych części jarmużu

2 łyżki masła

1 łyżka mąki

sól i pieprz oraz cukier do smaku

Do 1 litra gotującej się wody wkładamy policzki wieprzowe. Gotujemy je ok. 45 minut na niewielkim ogniu. Po tym czasie dokładamy jarmuż i gotujemy powoli jeszcze około godziny. Odcedzamy wywar przez sito. Jarmuż siekamy, mięso kroimy w plastry. Masło roztapiamy w garnku, dodajemy mąkę i lekko rumienimy na ogniu. Zalewamy rosołem, dodajemy jarmuż oraz mięso i jeszcze razem dusimy ok. 10 minut.

Obowiązkowo na stołach pojawiały się też ciasta i, podobnie jak na Boże Narodzenie, pieczono sękacze.

W XIX wieku Wielkanoc spędzano zwykle w domu, w późniejszych latach chętnie odbywano wycieczki po okolicy. Prawie 4 dni były wolne od pracy czy zajęć szkolnych, jeżdżono więc po całym Pomorzu. Młodzież chętnie sypiała w schroniskach lub u gospodarzy na wsi, którzy częstowali gości przysmakami wielkanocnymi, a ci odwdzięczali się pięknymi pieśniami.

LATA '60 W BEZRZECZU

Przede wszystkim przed świętami należało dokładnie wysprzątać dom i obejście, na „tip – top”. Szykowano barszcze, baby i mazurki, pieczono schab, wieprzowinę. Mięso w dużych ilościach koniecznie musiało znaleźć się na wielkanocnym stole, gdyż na co dzień kuchnia ówczesnych mieszkańców gminy była raczej jarska. Wiele rodzin trzymało trzodę w chlewikach na podwórkach. Najczęściej hodowano trzy sztuki w ciągu roku – jednego prosiaka bito na Boże Narodzenie, drugiego na Wielkanoc, a trzeciego sprzedawano. Jajek nikt nie kupował, wszyscy posiadali własne kury. Pieczywo wypiekano samodzielnie lub kupowano w kiosku spożywczym, który znajdował się na wysokości obecnej pętli na ulicy Górnej. Mieszkania przystrajano baziami, gałązkami kasztanowca i kwiatami.

Wielkanoc na Pomorzu w latach '60

WIELKA SOBOTA

W Wielką Sobotę rano wysyłano dzieci, aby nazbierały barwinka. Roślinę o ciemnozielonych listkach i niebieskich płatkach wykorzystywano do zdobienia koszyczków. W Bezrzeczu duże połacie tych krzewów rosły w dawnym parku dworskim, niedaleko obecnej hydroforni i tam najczęściej je zrywano. Potem w domach szykowano święconkę, do której wkładano między innymi chrzan, pieprz, sól, kawałek kiełbasy („jeśli była”), gotowane jajka (barwione bądź naturalne), kromkę chleba. Koszyki były duże i „konkretne”, rodzinne. Około godziny 12 – 13 mieszkańcy tłumnie udawali się do kościoła. Ludzi zwykle było tyle, że większość stała na zewnątrz. W latach ’60 istniał jeszcze stary ołtarz, balaski oraz ławki. Wnętrze świątyni wyglądało inaczej niż obecnie, a ksiądz dojeżdżał z Wołczkowa, z kościoła parafialnego. Po powrocie do domu stawiało się koszyk w niedostępnym miejscu. Święconki nie wolno było ruszać, zwłaszcza po zachodnie słońca, żeby „nie zalęgły się mrówki”.

Bezrzecze, ołtarz, zdj. przed 1939 r. z: sedina.pl
Bezrzecze, wejście do kościoła, zdj. 2022 r.

WIELKA NIEDZIELA

W Niedzielę Wielkanocną poranną ciszę przerywał huk wystrzałów z okazji Zmartwychwstania. To chłopcy strzelali z puszek z karbidem. Do puszki (np. po farbie), wkładano kawałek węgliku wapnia, który wygląda jak jasnoszary kamyczek. Na spodzie opakowania robiono dziurkę. Puszkę kładziono na boku, przytrzymywano stopą i karbid podpalano. Po chwili, uwalniający się gaz z impetem wybijał wieczko. Na youtubie możecie Państwo obejrzeć filmiki, jak wyglądała ta procedura. Oczywiście nie zachęcam do naśladowania, wspominam o tym jedynie ze względów historycznych…

Rytuał był dość powszechny, gdyż wtedy „każdy miał w domu karbid, używano go na przykład do spawania”. Wcześniej strzelano z kalichlorku. Z kolei w latach ’70, kiedy marynarze przywozili z zagranicy petardy, przy ich pomocy wyrażano radość.

Widok kościoła od strony ul. Górnej, zdj. 2022 r.

Po mszy szykowano się do śniadania. Nakrywano stół białym, wyszywanym obrusem i spożywano uroczysty posiłek. Zjadano przede wszystkim zawartość wielkanocnego kosza. Nie było zwyczaju obdarowywania się prezentami, dzieci też raczej nic nie dostawały. Tradycja szukania jajek w ogródkach lub podarunki w postaci czekoladowych zajączków i innych figurek przyszły do Polski znacznie później z Zachodu Europy. Skorupki z poświęconych jajek kruszono i rozsypywano po gospodarstwie „na lepsze plony”. Resztę dnia spędzano wspólnie biesiadując „po wsi”. W Bezrzeczu wiele rodzin było skoligaconych, wszyscy mieszkali blisko siebie, tak więc można było pójść w odwiedziny na piechotę.

LANY PONIEDZIAŁEK

W świąteczny poniedziałek „szły w ruch wiadra”. W tamtych czasach przy ulicy stały jeszcze ogólnodostępne studnie: na ulicy Górnej przy numerze 2 (w pobliżu szkoły), 7 oraz 10, pomiędzy domami nr 12 i 13, pod 14 (dawny dom zarządcy folwarku), w dawnym parku dworskim. Wody nie oszczędzano. Grupy starszych i młodszych chłopców biegały po Bezrzeczu i czaiły się na młode panny, najłatwiejszym „łupem” były te wychodzące z kościoła. Obowiązywała niepisana umowa, że starszych oraz małżeństw nie oblewano. „Poważni” dorośli kultywowali zwyczaj delikatnie, skrapiając się perfumami. Dalszą część dnia spędzano na wspólnych biesiadach.

Lany poniedziałek na Pomorzu, foto: Archiwum „Krukowiak”

A jakie zwyczaje świąteczne kultywuje się w Państwa domach? Jakich potraw nie może zabraknąć na stołach? Spędzacie Wielkanoc z rodziną czy na wyjazdach? Podzielmy się naszymi zwyczajami i przepisami!

Dziękuję panom Piotrowi Lenderowi i Jackowi Drabkowskiemu za wspomnienia!

Zdjęcia pochodzą z Narodowe Archiwum Cyfrowe
Korzystałam z:
L. Turek – Kwiatkowska, Życie codzienne w Szczecinie w latach 1800 – 1939, Szczecin, 2000 r.
G. Zaremba – Szuba, Pomorska książka kucharska szczecińska, stargardzka, kołobrzeska, Szczecin, 2011 r.
Monika Kołacz
Monika Kołacz - (©) copyright 2019-2023