Czarownice z Księstwa Pomorskiego

AUTOR

MONIKA KOŁACZ

Mieszkanka Bezrzecza. Optymistka, emanująca pozytywną energią, kierująca się w życiu mottem, które mówi, że „każdy problem ma swoje rozwiązanie”. Otwarta i potrafiąca słuchać. Zafascynowana historią regionu.

historie
lokalne

Czarownice z Księstwa Pomorskiego

Jeszcze nie tak dawno wierzono, że choroby, plagi, a nawet słabe plony były spowodowane klątwami i czarami. Aby ukarać winowajcę i tym samym zadowolić gawiedź oczekującą sprawiedliwości, szukano osoby pasującej do wyobrażeń, przeprowadzano proces sądowy i na koniec najczęściej wydawano wyrok śmierci na pojmanym człowieku. Aresztowanego oskarżano o konszachty z diabłem, a wymyślnymi torturami wymuszano przyznanie się do winy. Akta procesowe zawierają opis zarzutów brzmiących absurdalnie dla współczesnego człowieka, ale trzeba pamiętać, że podejrzenia o uprawianie czarnej magii były traktowane bardzo poważnie i ostatni w Europie proces, po którym spalono na stosie Barbarę Zdunk z Reszla na Warmii, odbył się w 1811 r., zaledwie 200 lat temu.

„MŁOT NA CZAROWNICE” I WALKA Z CZARAMI

Każdy mógł zostać wskazany jako winny, nie chroniło przed tym pochodzenie, wiek, zasługi ani posiadany majątek, jednak ofiarami najczęściej padały kobiety.

Istniały specjalne podręczniki, które dokładnie określały, jak należy wykrywać uprawiających tajemne praktyki. Najsłynniejszym, uważanym za kompendium wiedzy na ten temat, był „Malleus Maleficarum” („Młot na Czarownice”) z 1487 r. Według autorów, Jakoba Sprengera i Heinricha Kramera, czary stanowiły wielkie zagrożenie dla pobożnych ludzi i miały pochodzić z „cielesnej żądzy, która [to] jest w kobietach nienasycona”.

W XVI w. w Ratyzbonie został opracowany kodeks prawny, tzw. Constitutio Criminalis Carolina, który wywarł ogromny wpływ na uchwalane prawo karne w innych krajach europejskich. Magię w tym dokumencie potraktowano jako przestępstwo ścigane z urzędu, a tym samym uprawnienia do walki z czarami otrzymali sędziowie świeccy. Zwiększono również surowość stosowanych kar, w porównaniu z czasami średniowiecza. Rozpoczął się, trwający trzysta lat, okres terroru, który doprowadził do śmierci tysięcy niewinnych ludzi, głównie kobiet.

"Młot na czarownice", foto z: britannica.com

JAK ROZPOZNAĆ CZAROWNICĘ?

Jakie były przekonania ówczesnych mieszkańców Pomorza dotyczące zachowania i wyglądu osoby mającej kontakt z siłami nieczystymi? Otóż, czarownica, według tych wyobrażeń:

~godzinami mogła wpatrywać się w słońce,

~ze wszystkich kolorów najbardziej lubiła czerwony,

~nie potrafiła przejść przez miotłę przełożoną przez próg,

~miała znamiona i zniekształcenia na skórze,

~posiadała oswojone zwierzę, najczęściej kota (co ciekawe, największe podejrzenie budziły koty bure lub rude),

~stroniła od ludzi,

~chodziła ze spuszczoną głową

~często nosiła drewniane chodaki,

~wykonywała „podejrzany” zawód, na przykład zielarki, akuszerki, uzdrowicielki, wróżbitki,

~nie tonęła, gdyż diabeł utrzymywał ją na wodzie,

~w jej pobliżu często pojawiały się zwierzęta, w które zamieniał się diabeł – koty, psy, kozy, ropuchy,

~uciekała od wody święconej,

~w kościele odwracała się od ołtarza.

Tortury czarownicy, foto z: wikiwand.com

NAJCZĘSTSZE ZARZUTY

Na te wymienione powyżej cechy zwracano uwagę w pierwszej kolejności. Wystarczyło tylko oskarżenie jednego człowieka (nawet dziecka!) i kobietę, która choć w części odpowiadała opisowi aresztowano, zamykano w pomieszczeniu ratusza lub w baszcie, a następnie przedstawiano jej zarzuty. Wśród najpopularniejszych było oskarżenie o pakt z diabłem: „czarownice” miały oddawać szatanowi swoją duszę i ciało w zamian za moc czarowania czy latania na miotle. Wierzono też, że odbierały krowom mleko, zabijały bydło rzucając odpowiednie zaklęcia, zsyłały choroby i zabijały ludzi, sprowadzały epidemie, wywoływały pożary i inne klęski żywiołowe, podmieniały noworodki (aby oddać ich dusze diabłu), a także zjadały niemowlęta (miał to być dla nich przysmak). Uważano również, że stosowały magię, aby zdobyć uczucie wybranej osoby.

Bardzo częstym motywem pojawiającym się w zeznaniach było też „obcowanie z diabłem”. Tu wyobraźnia skarżącego, i później sędziów, nie miała limitów. Zachowały się pełne szczegółów opowieści, jak to Zły przybierał ludzką postać i współżył z kobietą w przedziwnych miejscach i w wyrafinowany sposób. Nie miano przy tym wątpliwości, czy na pewno chodziło o diabła – niezbitym dowodem miał być jego członek, zimny jak lód…

Całkiem poważnie uważano, że czarownice spotykają się w większym gronie na „łysych górach” lub łąkach, gdzie podczas sabatów planują, jak zaszkodzić ludziom, ucztują i – oczywiście – oddają rozpuście. Wątek seksualny bardzo często przewija się w protokołach zeznań.

DIABELSKIE ZNAMIĘ

Osoba oskarżana o praktyki diabelskie zwykle na początku nie przyznawała się do zarzucanych zarzutów. Szukano więc potwierdzenia, również na jej ciele. W tym celu rozbierano ofiarę do naga i całkowicie golono. Każda zmiana skórna była kwalifikowana jako dowód kontaktów z diabłem…

PRÓBA WODY I INNE

Czasami stosowano też próby, które miały wykazać niewinność lub winę oskarżonych. Zdarzało się, że domniemana czarownica przypłacała te praktyki życiem… Za najbardziej miarodajne uważane było tzw. pławienie, wierzono bowiem, że woda nie przyjmie nikogo, kto jest obciążony zbrodnią oraz, że kobieta po zaślubinach z diabłem staje się lekka jak piórko i potrafi utrzymać na powierzchni. Jednak, bez względu na to, czy związana kobieta szła na dno czy jakimś cudem pozostawała na wodzie, i tak była uznawana za winną. Najczęściej jednak tonęła, co powodowało zakończenie procesu. Inne testy, które zarządzano to, między innymi, próba ognia (oskarżona dostawała do ręki rozżarzone żelazo lub miała po nim przejść), próba igły (nakłuwano znamiona na ciele, żeby sprawdzić czy zaczną krwawić; brak krwi świadczył o ich diabelskim pochodzeniu), czy próba wagi (kobiety ważące mniej niż wynosiła norma, tj. ok. 49, 5 kg, z urzędu były uznawane za winne).

Próba wody, foto z: rebelianci.org
Spalenie na stosie, foto z: tygodnik.tvp.pl

TORTURY

Jeśli podczas prób lub zeznań sąd nie uzyskał przyznania się do winy, mógł zarządzić „badanie prawdomówności”, czyli tortury. W niemieckich dokumentach prawnych, jako możliwe i zalecane, wymieniano:

~zgniatanie palców do pierwszej krwi,

~sznurowanie ciała za pomocą różańca lub liny z więzadłami i ściąganie skóry oraz wnętrzności aż do ukazania się kości,

~rozciąganie na łożu sprawiedliwości lub drabinie,

~zgniatanie nóg za pomocą „buta hiszpańskiego” lub przy użyciu tzw. „raka”,

~przypalanie ogniem i rozżarzonymi cęgami.

Kodeks Carolina przewidywał również inne możliwości sprawiania bólu oraz karania, jak oślepienie, obcięcie ręki, nogi, języka, uszu, palców …

PROCESY O CZARY W KSIĘSTWIE POMORSKIM

Spalenie na stosie, foto z: fakt.pl

Jak wspomniano wyżej, każdy mógł być posądzony o konszachty z diabłem. Wystarczyło, że torturowany podczas procesu człowiek wymienił nazwisko sąsiada lub sąsiadki i machina wymiaru sprawiedliwości skierowywała swoją uwagę w stronę nowych ofiar. Łatwość rzucania poważnych oskarżeń powodowała, że wykorzystywano je do prywatnych porachunków. Kiedy chciano dokonać zemsty na kimś lub pozbyć się przeciwnika politycznego, najbardziej skutecznym sposobem było oskarżenie jego lub jego żony o czary. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku Elżbiety von Doberschutz, małżonki gubernatora i komornika Szczecinka, zaufanej przyjaciółki księżnej Erdmuty Brandenburskiej. W wyniku szeroko zakrojonej intrygi rodzina straciła majątek, a gubernator został zmuszony do opuszczenia Pomorza. Elżbieta, mimo szlacheckiego pochodzenia i znajomości wśród wpływowych osób, została ścięta na Targu Siennym w Szczecinie w 1591 r., a jej ciało spalono na stosie.

Pewien pastor z Jarszewa (niedaleko Kamienia Pomorskiego) nie był lubiany przez swoich parafian. Trudno byłoby rzucić oskarżenie na duchownego więc znaleźli się świadkowie, którzy opowiedzieli o magicznych praktykach i tajemniczych procederach pastorowej, o śmierci zwierząt domowych i innych nieszczęściach. Kobieta nie przyznała się do winy, została więc oddana w ręce kata i na torturach przyznała, że jest czarownicą. Poniosła śmierć w płomieniach na Długiej Górze pod Wrzosowem.

Czasami wystarczył silny i niepokorny charakter, aby narazić się współmieszkańcom i zostać pomówionym o czary. Tak było w przypadku Doroty Schwarz z Trzebiatowa, która po długotrwałych torturach potwierdziła wszystko, co jej zarzucano, nawet morderstwa nielubianych sąsiadów i złośliwe uśmiercanie zwierząt na wsiach. Została spalona żywcem w 1679 r.

 

Szpony procesów dosięgały też bardzo prostych ludzi, takich jak rybak Peter Freyse z Żółcina (niedaleko Drawska Pomorskiego), który był świetny w swoim fachu i dobrze mu się powodziło. Jego nazwisko padło przy okazji zeznań innej oskarżonej i mężczyzna trafił na tortury. Przyznał się, że jest czarownikiem, a diabeł w postaci kozła nagania mu ryby do sieci. Wobec tak obciążających zeznań, wyrok skazujący był tylko formalnością.

Podejrzanymi z racji wykonywanej profesji były akuszerki – które pomagały rodzącym i znały się na ziołach, ale miały krew na rękach, a według powszechnego przekonania, to właśnie było źródło mocy czarownic. Wystarczyła niezawiniona śmierć noworodka lub problemy przy porodzie i kobieta, która przyjęła szczęśliwie na świat wiele dzieci mogła być oskarżona o czary i stracona, tak jak Moldenhower z Radawki, która spłonęła w 1693 r.

Najsłynniejszą czarownicą z terenu Księstwa była oczywiście Sydonia von Borck, szlachcianka ze starego pomorskiego rodu. Większą część jej życia zdominowały procesy sądowe spowodowane konfliktem o majątek ze starszym bratem, co w konsekwencji przerodziło się w oskarżenie o rzucenie klątwy na członków rodziny Gryfitów i konszachty z diabłem. Wychowana w luksusie, rozpieszczona przez rodziców i oddana na dwór książęcy do Wołogoszczy, budząca powszechny podziw urodą oraz intelektem, z pewnością nie przypuszczała, że tak potoczą się jej losy. Kiedyś najpiękniejsza dwórka, mająca nadzieję na małżeństwo z młodym księciem, po latach tułaczki i mieszkania w wynajmowanych izbach, trafiła do klasztoru w Marianowie, gdzie wraz z nią przebywały inne niezamężne panny. Weszła w konflikt z zakonnicami, a pech chciał, że w tym czasie zaczęli przedwcześnie umierać poszczególni członkowie rodu Gryfitów. I to wystarczyło. Po wyczerpującym procesie, w czasie którego postawiono Sydonii 74 zarzuty, hrabianka została ścięta w 1620 r. przy Bramie Młyńskiej pod Szczecinem (obecnie to okolice księgarni „Zamkowa”), a jej ciało spalone na stosie.

Podobnych procesów na terenie Księstwa Pomorskiego było dużo, dużo więcej. Wczytując się w szczegóły rozpraw oraz stosowanych tortur ciężko uwierzyć, że mamy do czynienia z opisem prawdziwych wydarzeń, a nie z thrillerem czy z literaturą fantastyczną.

SPIRALA STRACHU

Podwójny portret Sydonii wg Cranacha st., foto z: wikipedia.org

Oskarżenie o czary było okazją do pozbycia się wrogów lub zemsty. Mimo przewodu sądowego, w którym uczestniczyli sędziowie, świadkowie i obrońca, posądzonemu o konszachty z diabłem rzadko udawało się wyjść na wolność. Uniewinnienie nie gwarantowało też bycia wolnym od podobnych posądzeń w przyszłości. Wszelkie koszty procesowe, wynagrodzenie kata czy należność za przygotowanie stosu, na którym miała spłonąć domniemana czarownica lub czarodziej, ponosiła rodzina oskarżonego, co często prowadziło do bankructwa. Dodatkowo, posiadanie wśród najbliższych osoby, która została skazana za rzucanie uroków powodowało, że automatycznie było się podejrzanym. Wszyscy żyli w strachu.

Nie wiadomo dokładnie ile kobiet i mężczyzn spłonęło na stosach całej Europy w wyniku polowania na czarownice. Szacuje się, że mogło to być nawet 400 tysięcy osób.

Monika Kołacz
Korzystałam z:
A. Koprowska – Głowacka, Czarownice z Pomorza i Prus, Wydawnictwo Region, Gdynia, 2021 r.;
tu znajdziecie Państwo opisy wielu innych procesów
Zdjęcie tytułowe: Drzeworyt - kobiety na stosie, foto z: dw.pl
Monika Kołacz - (©) copyright 2022